Obudził mnie ból. Gwałtownie otworzyłem oczy, i zobaczyłem chłopczyka ciągnącego mnie za ogon. Zabrałem mu moją własność, i przeciągnąłem się jak kot. Cały czas patrzył na mnie zaciekawionymi oczami. To było trochę denerwujące. Spojrzałem na zegarek, który wisiał na ścianie. Dochodziła dziewiąta nad ranem. To se pospałem.
-To jak, idziemy budzić innych?-Zapytałem malucha, a ten zachichotał słodko. Uznałem to za zgodę. Wziąłem go na ręce, i wyszedłem z pokoju. Nie słychać było niczego, prócz uroczego śmiechu maluszka, gdy bawił się moimi włosami.
Najpierw poszliśmy do pokoju, w którym leżała córka Sakury. Nadal spała. Postawiłem malucha na podłodze, a ten się zachwiał.
-Umiesz chodzić, nie?-Zapytałem, a w odpowiedzi chłopczyk zaczął dreptać po pokoju. Sam podszedłem do okna, i odsłoniłem zasłony. Otworzyłem okno, a do środka wpadła fala świeżego powietrza.
-Obudź siostrę, a ja pójdę do mamy.-Mały wdrapał się na łóżko, i zaczął się bawić długimi włosami dziewczyny. Coraz bardziej miałem wrażenie, że on mnie rozumie.
Wyszedłem z pokoju, i udałem się do sąsiedniego pomieszczenia. Rozglądałem się, ale nigdzie nie było widać mordercy. Mój węch i słuch nigdy nie zawodzą, więc go nie było. Już miałem uchylić drzwi od pokoju Sakury, gdy przerwał mi huk. Do przedpokoju wpadło kilkunastu facetów w maskach kotów. Wymierzyli we mnie dziwnymi nożami.
Bez słowa wyjaśnienia, rzucili się na mnie, i unieruchomili. Nie mogłem niczego zrobić, było ich zbyt wielu. Z daleka wyczułem ten zapach. Morderca był gdzieś wśród nich.
-W imieniu dowódcy ANBU, Sasuke Uchihy, zabieramy Cię do więzienia.-Powiedział jakiś facet, i zakuł mnie w kajdany. W jednym momencie przestałem być sobą.
Nie! Nie! Zostawicie mnie! Niczego nie wiem! Nie chcę tam wracać! Nic nie wiem o żadnej Konosze! Nawet nie wiem, gdzie jestem!
Krzyczał głos w mojej głowie. Szarpałem się i darłem na całe gardło, ale nie chcieli mnie puścić. Z pokoi wybiegły dziewczyny, jedna z chłopczykiem na rękach.
-Co tu się dzieje?! Zostawcie go!-Rozkazała Sakura, ale jej nie posłuchali. Wyszarpałem się im, nadal zakuty w kajdany, ale znów mnie złapali. Przyłożyli mi jakiś nóż do gardła, i kazali się uspokoić.
-Sakura-sama!-Krzyknąłem rozpaczliwie do kwiatu wiśni, ale ta tylko stała. Po jej policzkach spływały łzy. Nie rozumiałem jej reakcji. Powinna mi pomóc. Obiecała...
-Zabieramy go!-Poinformował facet, i wyprowadzili mnie z budynku.
**********************************************************************
Obudził mnie rozpaczliwy krzyk. Krzyk, wołający o pomoc. Wybiegłam z pokoju, i zobaczyłam ANBU, którzy próbowali zaaresztować biednego Yukio. Nazwałam go tak, bo "Yuki" oznacza odwagę, i dodałam do tego "o". Widziałam w jego oczach przerażenie, i błaganie o pomoc.
-Co tu się dzieje?! Zostawcie go!-Jednak nikt mnie nie posłuchał. Widziałam niezrozumienie w oczach chłopaka. Oczekiwał ode mnie pomocy. Jednak wobec ANBU, nie mogłam zrobić niczego. Już dawno nie używałam swoich umiejętności, jako Shinobi liścia. Nie było szans na walkę, przeciwko swoim sojusznikom. Jedyne co mogłam zrobić, to czekać na Sasuke, i niech mi to wszystko wyjaśni.
***********************************************************************
Wtrącili mnie do jakiejś celi, i przykuli łańcuchami do ścian. Znów to samo. Chciałem, żeby mnie puścili. Żebym mógł stąd uciec. Żeby mnie nie szukali. Zapragnąłem ich śmierci. Pragnąłem ich krwi. Po raz pierwszy raz w życiu, tak bardzo nienawidziłem.
Do mojej celi wszedł jakiś siwowłosy facet, z maską na twarzy. Przypomniał mi się...to on był z mordercą i Sakurą-sama, gdy mnie prowadzili do wioski.
-Widzę, że nie za dobrze Cię potraktowali.-Strzał w dziesiątkę, tylko co on mógł o tym wiedzieć? Przecież to nie jego tu wtrącili. Zapragnąłem go zabić. Głośno zawarczałem, i zacząłem się szarpać. Jednak łańcuchy nie puszczały.
-Spokojnie. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Z tego co słyszałem, mieszkałeś u Haruno i Uchihy, prawda?-Zapytał, jakby znał odpowiedź. Skinąłem tylko głową. Podszedł do łańcuchów, i zaczął przy nich majstrować.
-Wiesz, że jak mnie uwolnisz, to cię zabiję?-Zapytałem mrożącym krew w żyłach głosem. Tylko skinął głową na znak, że rozumie. Odczepił mnie od ściany.
niedziela, 23 września 2012
sobota, 22 września 2012
5."To ich córka?!"
Spała. Wypłakała się w moją bluzę, i po prostu zasnęła tak samo, jak ta nieznajoma dziewczyna. Obserwowała każdy mój ruch, jakby się bała, że skrzywdzę Sakurę. W końcu, zasnęła z nudów. Na dworze już świtało.
~Gdzie się podział ten cholerny morderca! Wszystko tu jest strasznie zagmatwane! Uwalniają mnie z jakiegoś więzienia, przenoszą do siebie, a później muszę ratować Sakurę-sama, od tego mordercy.~Myślałem. To była prawda. Niczego nie wiedziałem. Nawet tego, gdzie jestem. Ale wiedziałem jedno. Musiałem chronić ten piękny kwiat wiśni. Bo to ona Zaproponowała mi pomoc, i podała dłoń, gdy prawie się załamałem.
Spojrzałem na słodko śpiącą Sakurę. Oczy miała zaczerwienione od płaczu. Chciałbym, aby teraz otworzyła swoje soczyście zielone oczy, i spojrzała na mnie. Była idealna. Bez żadnej skazy, jak anioł.
Czułem, jak nogi mi drętwieją. Co jak co, ale siedzenie na podłodze przez cztery godziny, nie jest wygodne.
Powoli wstałem, nie puszczając Sakury. Wziąłem ją na ręce, a ona wtuliła się w mój tors. Poszedłem w kierunku pokoju, w którym się obudziłem.
-Sasuke...-Szepnęła. On chciał ją uderzyć, a ona nadal mówi do niego przez sen. Musi być nieźle zakochana. Wszedłem do pokoju i ułożyłem ją na łóżku. Nakryłem kołdrą, i poprawiłem poduszkę. Nadal się nie obudziła. Westchnąłem i poszedłem z powrotem do kuchni. Ta dziewczyna nadal spała, z głową położoną na stole.
~Cholera...przecież jej tak tu nie zostawię!~Zakląłem w myślach. Podszedłem do stołu, i delikatnie szturchnąłem dziewczynę w ramie. Nic, nadal spała. Ponownie westchnąłem, i odsunąłem ją od stołu. Zleciałaby z krzesła, gdyby nie ja.
~Co za kłopotliwa dziewczyna....~Wziąłem ją delikatnie na ręce, i wyszedłem na korytarz. Było tam kilka pokoi. Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi, i wszedłem do środka, z dziewczyną na rękach. Było tam łóżko, naścielone fioletową kołdrą. Zwykła szafa, biurko i szafka nocna.
-Chyba nikt się nie pogniewa...-Mruknąłem sam do siebie. Podszedłem do łóżka i położyłem na nim dziewczynę. Słodko spała. Zupełnie, jak Sakura. Dopiero teraz zauważyłem, że miała fioletowe włosy. Bajeczne, wręcz piękne.
~Czekaj, czekaj...czy to ona wołała "Mamo! Tato! Przestańcie!" ?! To ich córka?! Bez jaj! To po ile oni mają lat? Tak czy owak...jest tak samo piękna, jak matka. Widocznie odziedziczyła włosy po obojgu rodzicach. Różowy zmieszać z czarnym, i jakoś wyszedł fioletowy. Ale nie widziałem jej oczu...pewnie są zielone, jak jej matki.~Myślałem z uśmiechem na ustach, nadal patrząc na dziewczynę. Wyglądała przepięknie.
Nagle, moje rozmyślania przerwał płacz. Z sąsiedniego pokoju. Płacz dziecka. Zwinnie i szybko jak wiatr, pognałem do pomieszczenia obok. Wparowałem tam, a to co zobaczyłem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
Dziecko.Około trzyletni chłopczyk, leżał przykryty kołdrą na swoim łóżku, i płakał. Ostrożnie do niego podszedłem i kucnąłem przy łóżeczku. Przestał ronić łzy, i spojrzał na mnie, swoimi czarnymi jak węgiel oczami. A raczej na to, co miałem za sobą. Spojrzałem na ów rzecz, którą okazał się być mój ogon. Westchnąłem i położyłem się obok zafascynowanego dziecka.
Zacząłem machać nad nim ogonem, a on zaczął się śmiać. Po kilku minutach łapania mojego ogona, i naszych śmiechów, malec zrobił się śpiący. Kleiły mu się oczka.
-Chcesz już spać, prawda?-Zapytałem maluszka choć wiedziałem, że nie poda mi odpowiedzi. Delikatnie wziąłem chłopczyka w swoje ramiona, i zacząłem głaskać go po główce. Czarne kędziorki były gęste, jak u mało kogo. Nie minęła minuta, a zasnął. Położyłem go na poduszce, a on przytulił się do swojego misia. Powinienem już iść, ale nie zwlokłem się z łóżka.
~Ehh...dzisiaj robiłem za jakąś niańkę. Trudno...~Mi też oczy zaczęły się zamykać. Nie mogłem się powstrzymać i poszedłem w ślady maluszka.
~Gdzie się podział ten cholerny morderca! Wszystko tu jest strasznie zagmatwane! Uwalniają mnie z jakiegoś więzienia, przenoszą do siebie, a później muszę ratować Sakurę-sama, od tego mordercy.~Myślałem. To była prawda. Niczego nie wiedziałem. Nawet tego, gdzie jestem. Ale wiedziałem jedno. Musiałem chronić ten piękny kwiat wiśni. Bo to ona Zaproponowała mi pomoc, i podała dłoń, gdy prawie się załamałem.
Spojrzałem na słodko śpiącą Sakurę. Oczy miała zaczerwienione od płaczu. Chciałbym, aby teraz otworzyła swoje soczyście zielone oczy, i spojrzała na mnie. Była idealna. Bez żadnej skazy, jak anioł.
Czułem, jak nogi mi drętwieją. Co jak co, ale siedzenie na podłodze przez cztery godziny, nie jest wygodne.
Powoli wstałem, nie puszczając Sakury. Wziąłem ją na ręce, a ona wtuliła się w mój tors. Poszedłem w kierunku pokoju, w którym się obudziłem.
-Sasuke...-Szepnęła. On chciał ją uderzyć, a ona nadal mówi do niego przez sen. Musi być nieźle zakochana. Wszedłem do pokoju i ułożyłem ją na łóżku. Nakryłem kołdrą, i poprawiłem poduszkę. Nadal się nie obudziła. Westchnąłem i poszedłem z powrotem do kuchni. Ta dziewczyna nadal spała, z głową położoną na stole.
~Cholera...przecież jej tak tu nie zostawię!~Zakląłem w myślach. Podszedłem do stołu, i delikatnie szturchnąłem dziewczynę w ramie. Nic, nadal spała. Ponownie westchnąłem, i odsunąłem ją od stołu. Zleciałaby z krzesła, gdyby nie ja.
~Co za kłopotliwa dziewczyna....~Wziąłem ją delikatnie na ręce, i wyszedłem na korytarz. Było tam kilka pokoi. Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi, i wszedłem do środka, z dziewczyną na rękach. Było tam łóżko, naścielone fioletową kołdrą. Zwykła szafa, biurko i szafka nocna.
-Chyba nikt się nie pogniewa...-Mruknąłem sam do siebie. Podszedłem do łóżka i położyłem na nim dziewczynę. Słodko spała. Zupełnie, jak Sakura. Dopiero teraz zauważyłem, że miała fioletowe włosy. Bajeczne, wręcz piękne.
~Czekaj, czekaj...czy to ona wołała "Mamo! Tato! Przestańcie!" ?! To ich córka?! Bez jaj! To po ile oni mają lat? Tak czy owak...jest tak samo piękna, jak matka. Widocznie odziedziczyła włosy po obojgu rodzicach. Różowy zmieszać z czarnym, i jakoś wyszedł fioletowy. Ale nie widziałem jej oczu...pewnie są zielone, jak jej matki.~Myślałem z uśmiechem na ustach, nadal patrząc na dziewczynę. Wyglądała przepięknie.
Nagle, moje rozmyślania przerwał płacz. Z sąsiedniego pokoju. Płacz dziecka. Zwinnie i szybko jak wiatr, pognałem do pomieszczenia obok. Wparowałem tam, a to co zobaczyłem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
Dziecko.Około trzyletni chłopczyk, leżał przykryty kołdrą na swoim łóżku, i płakał. Ostrożnie do niego podszedłem i kucnąłem przy łóżeczku. Przestał ronić łzy, i spojrzał na mnie, swoimi czarnymi jak węgiel oczami. A raczej na to, co miałem za sobą. Spojrzałem na ów rzecz, którą okazał się być mój ogon. Westchnąłem i położyłem się obok zafascynowanego dziecka.
Zacząłem machać nad nim ogonem, a on zaczął się śmiać. Po kilku minutach łapania mojego ogona, i naszych śmiechów, malec zrobił się śpiący. Kleiły mu się oczka.
-Chcesz już spać, prawda?-Zapytałem maluszka choć wiedziałem, że nie poda mi odpowiedzi. Delikatnie wziąłem chłopczyka w swoje ramiona, i zacząłem głaskać go po główce. Czarne kędziorki były gęste, jak u mało kogo. Nie minęła minuta, a zasnął. Położyłem go na poduszce, a on przytulił się do swojego misia. Powinienem już iść, ale nie zwlokłem się z łóżka.
~Ehh...dzisiaj robiłem za jakąś niańkę. Trudno...~Mi też oczy zaczęły się zamykać. Nie mogłem się powstrzymać i poszedłem w ślady maluszka.
piątek, 21 września 2012
4."Sakura-sama..."
Wróciła mi świadomość. Pod swoją głową czułem przyjemną miękkość, a na swojej klatce piersiowej i plecach, materiał i ciepło. Powoli otworzyłem swoje ociężałe powieki. Wszystko było zamazane, ale wiedziałem, że w pomieszczeniu panuje mrok.
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Przetarłem oczy i wyciągnąłem się jak kot. Rozejrzałem się. Byłem w jakimś pokoju. I właśnie leżałem na łóżku. Nie widziałem niczego, przez panujący mrok. Tylko światło księżyca oświetlało połowę łóżka. Okazało się, że na sobie miałem ciepłą bluzę. Nagle zerwałem się z miejsca. Zza drzwi, które mieściły się na prawo, dobiegł dźwięk tłuczonego szkła.
-On nie może tu zostać!-Usłyszałem jakieś krzyki. Odniosłem dziwne wrażenie, że to o mnie.
-Sasuke! Musimy mu pomóc! Tsunade-sama przyznała mi rację! On potrzebuje kogoś bliskiego, dopóki nie oswoi się z otoczeniem!-Znałem te głosy. Na pewno była tam ta...Sakura. I ten morderca. Od razu podbiegłem do drzwi, i je otworzyłem.
-Mamo! Tato! Przestańcie!-Tego głosu nie kojarzyłem. Był dziewczęcy...i taki melodyjny. Wyszedłem na korytarz, i udał się nim prosto do pomieszczenia, z którego wydobywały się krzyki. Wszedł do środka. Zastał Sakurę, kłócącą się z czarnowłosym. Rozbite naczynia leżały na podłodze. Przy dużym, drewnianym stole siedziała dziewczyna. Twarz miała schowaną w dłoniach.
-Ta bestia nie może tu zostać!-Krzyczał wściekły czarnowłosy.
-Nie rozumiesz! Dlaczego nie potrafisz mu pomóc?! Był torturowany, a ty nie możesz mu okazać zrozumienia!-Odkrzyknęła mu różowo-włosa.
-Koniec tematu!-Warknął wściekły. Nawet mnie nie zauważyli.
-Los dał ci wszystko, Sasuke! Szkoda tylko, że nie dał ci Serca!-Później wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Czarnowłosy zamachnął się, a Sakura osłoniła się rękoma. Nieznajoma dziewczyna krzyknęła przerażona. Musiałem szybko działać. Zwinnie doskoczyłem do kłócącej się pary. Wskoczyłem przed przerażoną Haruno, przez co dostałem z pięści w twarz. Cholernie zabolało.
Zapadła cisza. Czarnowłosy stał zszokowany, a po chwili opamiętał się. Złapał za swoją torbę, i wyszedł, cicho mamrocząc do siebie. Spojrzałem za siebie, i serce mnie zabolało. Różowo-włosa zasłaniała się rękoma, cicho łkając.
-Sakura-sama...-Dopiero teraz otworzyła oczy, i spojrzała na mnie. Była przerażona. Miałem ochotę wyjść za tym mordercą, i go skopać na śmierć.
-Yukio...-Szepnęła sama do siebie. Spojrzałem na nią zaskoczony, ale się nie odezwałem. Tylko ją przygarnąłem do siebie. Zaczęła mi płakać w bluzę, a ja szeptałem jej uspokajające słowa. Tak samo było przed kilkoma godzinami, tylko na odwrót.
Nieznajoma dziewczyna obserwowała nas zaskoczona. Patrzyła na mnie jak na jakiegoś boga, który zstąpił na ziemię. Ale to nie było ważne. Ważne było pocieszenie Sakury.
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Przetarłem oczy i wyciągnąłem się jak kot. Rozejrzałem się. Byłem w jakimś pokoju. I właśnie leżałem na łóżku. Nie widziałem niczego, przez panujący mrok. Tylko światło księżyca oświetlało połowę łóżka. Okazało się, że na sobie miałem ciepłą bluzę. Nagle zerwałem się z miejsca. Zza drzwi, które mieściły się na prawo, dobiegł dźwięk tłuczonego szkła.
-On nie może tu zostać!-Usłyszałem jakieś krzyki. Odniosłem dziwne wrażenie, że to o mnie.
-Sasuke! Musimy mu pomóc! Tsunade-sama przyznała mi rację! On potrzebuje kogoś bliskiego, dopóki nie oswoi się z otoczeniem!-Znałem te głosy. Na pewno była tam ta...Sakura. I ten morderca. Od razu podbiegłem do drzwi, i je otworzyłem.
-Mamo! Tato! Przestańcie!-Tego głosu nie kojarzyłem. Był dziewczęcy...i taki melodyjny. Wyszedłem na korytarz, i udał się nim prosto do pomieszczenia, z którego wydobywały się krzyki. Wszedł do środka. Zastał Sakurę, kłócącą się z czarnowłosym. Rozbite naczynia leżały na podłodze. Przy dużym, drewnianym stole siedziała dziewczyna. Twarz miała schowaną w dłoniach.
-Ta bestia nie może tu zostać!-Krzyczał wściekły czarnowłosy.
-Nie rozumiesz! Dlaczego nie potrafisz mu pomóc?! Był torturowany, a ty nie możesz mu okazać zrozumienia!-Odkrzyknęła mu różowo-włosa.
-Koniec tematu!-Warknął wściekły. Nawet mnie nie zauważyli.
-Los dał ci wszystko, Sasuke! Szkoda tylko, że nie dał ci Serca!-Później wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Czarnowłosy zamachnął się, a Sakura osłoniła się rękoma. Nieznajoma dziewczyna krzyknęła przerażona. Musiałem szybko działać. Zwinnie doskoczyłem do kłócącej się pary. Wskoczyłem przed przerażoną Haruno, przez co dostałem z pięści w twarz. Cholernie zabolało.
Zapadła cisza. Czarnowłosy stał zszokowany, a po chwili opamiętał się. Złapał za swoją torbę, i wyszedł, cicho mamrocząc do siebie. Spojrzałem za siebie, i serce mnie zabolało. Różowo-włosa zasłaniała się rękoma, cicho łkając.
-Sakura-sama...-Dopiero teraz otworzyła oczy, i spojrzała na mnie. Była przerażona. Miałem ochotę wyjść za tym mordercą, i go skopać na śmierć.
-Yukio...-Szepnęła sama do siebie. Spojrzałem na nią zaskoczony, ale się nie odezwałem. Tylko ją przygarnąłem do siebie. Zaczęła mi płakać w bluzę, a ja szeptałem jej uspokajające słowa. Tak samo było przed kilkoma godzinami, tylko na odwrót.
Nieznajoma dziewczyna obserwowała nas zaskoczona. Patrzyła na mnie jak na jakiegoś boga, który zstąpił na ziemię. Ale to nie było ważne. Ważne było pocieszenie Sakury.
3."On potrzebuje bliskiej osoby..."
Podniosłem swe ociężałe powieki. Światło dzienne było wręcz palące, do nieprzyzwyczajonych oczu. Gwałtownie przymknąłem powieki, aby chwilę później zorientować się, że ktoś mnie niesie. Dyskretnie, rozejrzałem się. Po obu moich bokach szły dwie osoby. To ta różowo-włosa dziewczyna, i blondyn. Byłem na plecach czarnowłosego, a dalej, z przodu szedł jakiś siwowłosy. Zamachałem ogonem, aby sprawdzić, czy go jeszcze w ogóle mam. Cóż, nie wiadomo, do czego są zdolni.
Wszystko było na swoim miejscu. Zwinnie zeskoczyłem z pleców chłopaka, i wylądowałem dwa metry za nimi, na w dziwnej pozycji. Jakbym był psem gotującym się do ataku. O dziwo, taka pozycja zwiększała mi możliwość ruchu, i wyboru różnych opcji.
-Co do..-Blondyn zaczął, ale przerwał widząc mnie w tej pozycji. Uśmiechnął się i chciał podejść, ale zawarczałem wściekle. Cuchnął nieświeżym makaronem, mięsem i jakimś sosem.
-Cofnij się. To bestia, nie człowiek. Widzisz po jego odmienności, i zachowaniu.-Przestrzegł dziewczynę czarnooki, gdy chciała do mnie podejść. Jeszcze groźniej zawarczałem.
-To wy...jesteście bestiami!-Warknąłem wściekły. Jego słowa i postawa, nieźle mnie wpieniły. Zaskoczyłem tym wszystkich. A co? Myśleli że jestem bezmózgim zwierzęciem, pragnącym tylko zabijać? Niedorzeczność. Rozejrzałem się. Staliśmy na jakiejś łące. Było pełno drzew wiśni, które właśnie kwitły.
-Sasuke, on nie jest zły, tylko zagubiony.-Uspokajała go dziewczyna. Jednak ten nie dał się przekabacić. Wyciągnął katanę z kabury, którą miał na plecach. Zawarczałem, przygotowując się do ataku. Widziałem bezradność w oczach różowowłosej i blondyna. Widocznie nie umieli powstrzymać tego...mordercy. Na kilometr wyczułem od niego, specyficzny zapach krwi.
-Damedamedame. Sasuke, nie możesz być taki pochopny...-Przed nim zjawił się szarowłosy i złapał go za nadgarstek. Miał na twarzy maskę, i przykryte jedno oko.
-Sensei! To bestia, nie człowiek! Lepiej będzie, jeżeli nie sprowadzimy żadnego niebezpieczeństwa, na Konohe!-Warknął wyrywając nadgarstek mężczyźnie. Zdziwiło mnie to, że nie rzucił się na niego z kataną. Od szarowłosego wywąchałem...kurz, mydło i...zieloną herbatę? Dziwny gość.
-Sasuke! Musimy porozmawiać z Tsunade-sama! Nie wiadomo, czy się przyda! Możemy od niego wyciągnąć informację! Do tej pory, masz siedzieć grzecznie jakby założyli ci kaftan bezpieczeństwa, i zakleili buźkę tasiemką.-Oświadczył mężczyzna głosem, nieznoszącym sprzeciwu.
-Tak...Kakashi-sensei...-Wymamrotał niechętnie chłopak, i schował ostrze. Ja pozostawałem w tej samej pozycji. Nawet jeżeli oni się wycofali, jak nie miałem zamiaru dać się tak łatwo. Z tego co powiedzieli, byłem im potrzebny do zdobycia jakichś informacji. Ale ja niczego nie wiem, i nie mam zamiaru się dowiadywać.
Blondyn zaczął po cichu rozmawiać z czarnowłosym, i starszym mężczyzną.
-Witaj. Nazywam się Haruno Sakura. A ty?-Zapytała dziewczyna, słodko się uśmiechając. Jej różowe włosy powiewały na wietrze, a w nie wplotły się kwiaty wiśni. Zaparło mi dech w piersiach. Powróciłem do normalnej pozycji. Wyprostowałem się i zacząłem wąchać. Pachniała...jak poranna rosa, i kwitnące róże. Prawie zwaliło mnie z nóg. Ten zapach był przyjemnie odurzający...
-Więc, powiesz mi?-Zapytała nadal się uśmiechając, i nie zwracając uwagi na trzech facetów, którzy zawzięcie dyskutowali między sobą.
-O-ore...-Zaciąłem się. Zacząłem się zastanawiać, co wyraźnie zainteresowało dziewczynę. Rozszerzyły mi się maksymalnie oczy. Padłem na kolana, zaciskając pięści.
-Co się stało?-Zapytała zaniepokojona, kucając obok mnie. Czułem jak jej włosy drażnią moją szyję i policzki. Była niebezpiecznie blisko, ale to mnie w tej chwili nie obchodziło.
-C-czy...j-ja...mam jakieś imię? Niczego nie pamiętam!-Krzyknąłem nagle, i złapałem się za głowę. Trójka mężczyzn przestała dyskutować, i spojrzała na mnie i na nią, zaskoczona.
-Nie pamiętam! Niczego nie pamiętam!-Zacząłem się drzeć jak opętany. W głowie miałem mętlik, i tysiące pytań.-Nie wiem, jak się nazywam...tylko to ciemne pomieszczenie...tylko ci ludzie...tortury...-Zamknąłem oczy, próbując pozbyć się tych nieprzyjemnych wspomnień. Jedynych wspomnień. Nagle poczułem ulgę. Moja głowa dotknęła czegoś miękkiego, i pachnącego.
-Już dobrze...-Wyszeptał mi jakiś kojący głos. Przerażony, spojrzałem w górę. Moja głowa leżała na ramieniu Sakury, a ona sama głaskała mnie uspokajająco po włosach. Odetchnąłem, poddając się temu uczuciu.
*****************************************************
Był taki bezbronny. Wyglądał jakby chciał płakać, ale się powstrzymywał. Z poddenerwowaniem, wsłuchiwał się w moje uspokajające szepty.
Wiedziałam, że Sasuke wyciągnie z tego błędne wnioski. Pewnie wmówi sobie, że zakochałam się w tym biednym stworzeniu. Ja chciałam go tylko pocieszyć. Biedaczek niczego nie pamiętał. Potrzebował wsparcia. Nie minęło kilka minut, a chłopaczek słodko spał w moich ramionach. Ile on mógł mieć lat? Siedemnaście? Skrzywdzono go za nic.
Wiedziałam, że Sasuke wyciągnie z tego błędne wnioski. Pewnie wmówi sobie, że zakochałam się w tym biednym stworzeniu. Ja chciałam go tylko pocieszyć. Biedaczek niczego nie pamiętał. Potrzebował wsparcia. Nie minęło kilka minut, a chłopaczek słodko spał w moich ramionach. Ile on mógł mieć lat? Siedemnaście? Skrzywdzono go za nic.
-Sakura, odsuń się od niego.-Rozkazał mój mąż głosem, nieznoszącym sprzeciwu. Wiedziałam, że w domu zrobi mi awanturę.
-Sasuke, nie rozumiesz. On niczego nie pamięta. Nawet nie wie, jak ma na imię.-Chciał mi przerwać, ale mu nie pozwoliłam.-Z pozoru może wydać się bestią, ale jest bardzo wrażliwy. Leczyłam go, i poznałam to po tym, jak zachował się na brak wspomnień. On potrzebuje bliskiej osoby, a nie grożenia kataną.-Wywrócił oczami, co mnie trochę zdenerwowało.-Kieruje się teraz zwierzęcymi instynktami. Każą mu się bronić, więc się broni. Nie zna nas, ani nawet nie wie, kto to Shinobi. Trzeba będzie mu pomóc.-Zakończyłam swój monolog.
Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Ja tylko głaskałam chłopaka, jak to kiedyś robiłam z adoptowaną córką, i aktualnie z małym synkiem. Słodko spał, zapominając o całym świecie. Nie miał na sobie koszulki ani butów, ale to mi nie przeszkadzało. Był bezbronny, a ja nie miałam zamiaru dać go skrzywdzić. Zbyt dużo się wycierpiał, w ciągu kilku dni.
*****************************************************
Pomóc?! Pomóc?! Tej kreaturze?! Nie mieści mi się to w głowie! Sakura tak po prostu, rzuciła mu się w ramiona! A nawet na odwrót! Pozwoliła, aby ta bestia przytulała się do niej, wdychała jej zapach, i czuła miękkość jej skóry! Krew mnie zalewa na samą myśl, że mielibyśmy mieć z nim coś wspólnego.
-No dobra, Sakura. Ale nie myśl sobie, że zakończyliśmy ten temat.-Wyraźnie się rozpromieniła. Wziąłem tą kreaturę na plecy, i znów ruszyliśmy w stronę Konohy. Nikt już się nie odezwał.
2."Zemsta..."
I znów przedzierali się przez gęstwiny tutejszego lasu. Sasuke niósł na plecach nieprzytomnego chłopaka, i wcale mu się to nie uśmiechało. Jego żona, tylko co chwile zerkała na śpiącego granatowowłosego, co go jeszcze bardziej drażniło. Naruto zajął się wyjaśnieniami, co w przypadku Kakashiego nie było proste. I jeszcze będą musieli skonsultować się z Tsunade! To było zbyt dużo, jak dla Blondyna.
-Naruto, wyjaśnij mi, bo nic z tego nie rozumiem. Po co bierzemy tą bestię ze sobą? Może być zagrożeniem dla wioski, i w tym przypadku, lepiej by było go zabić.-Mężczyzna nadal stawiał na swoim. Blondyn tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
-Kakashi-sensei, to stworzenie może nam pomóc w dochodzeniu, i znalezieniu Akatsuki. Nie wiemy, czy należał do tej organizacji, czy był po prostu zwykłym niewolnikiem, który zobaczył zbyt dużo.-Jak na Naruto, to było trafne stwierdzenie.
-Ehh...pewnie tego pożałuje. Ale co z jego ogonem, uszami i zębami? Jak to wyjaśnisz? Przecież to nie możliwe, aby człowiek był na wpół zwierzęciem. A on tak wygląda.-Jak zwykle, tu zapanowała niezręczna cisza. Nikt nie znał pochodzenia tego chłopaka, ani jego anatomii.
-Tak czy owak, będziemy musieli skonsultować się z Tsunade-sama.-Ciszę przerwał szaro-włosy. Lisek tylko westchnął. Już wyobrażał sobie, jakie to będzie ciekawe spotkanie.
*************************************************
~Niemoc? Tak...o trafne określenie. Słysze, czuje, i nawet prawie widze to, co czwórka tych dziwnych ludzi mówi. Gadają o mnie...niby że jestem bestią? I co to za "Akatsuki"? To oni mnie torturowali? Mniejsza. Tylko szkoda, że nie mogę się ruszyć. Kuso...Otwórz te cholerne oczy!~Gorączkowo myślałem.
Ta sytuacja była niepoważna. Obudziłem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, przyszli faceci w płaszczach, i zaczęli mnie torturować. Próbowali dowiedzieć się, jakie są słabe punkty "Konohy" ? Tak, właśnie o to pytali. Ale ja nic nie wiem o żadnej "Konosze". A później odeszli. Wyżyli się, i pozostawili mnie na śmierć głodową. Później zjawili się ci ludzie.
~Może to ich sprawka? Może to oni mnie torturowali? Tak...to na pewno oni. Ale mnie uzdrowili. To pewnie dla zdobycia zaufania, bo tortury nie poskutkowały! Tak! Trzeba się zemścić..zemsta...
-Naruto, wyjaśnij mi, bo nic z tego nie rozumiem. Po co bierzemy tą bestię ze sobą? Może być zagrożeniem dla wioski, i w tym przypadku, lepiej by było go zabić.-Mężczyzna nadal stawiał na swoim. Blondyn tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
-Kakashi-sensei, to stworzenie może nam pomóc w dochodzeniu, i znalezieniu Akatsuki. Nie wiemy, czy należał do tej organizacji, czy był po prostu zwykłym niewolnikiem, który zobaczył zbyt dużo.-Jak na Naruto, to było trafne stwierdzenie.
-Ehh...pewnie tego pożałuje. Ale co z jego ogonem, uszami i zębami? Jak to wyjaśnisz? Przecież to nie możliwe, aby człowiek był na wpół zwierzęciem. A on tak wygląda.-Jak zwykle, tu zapanowała niezręczna cisza. Nikt nie znał pochodzenia tego chłopaka, ani jego anatomii.
-Tak czy owak, będziemy musieli skonsultować się z Tsunade-sama.-Ciszę przerwał szaro-włosy. Lisek tylko westchnął. Już wyobrażał sobie, jakie to będzie ciekawe spotkanie.
*************************************************
~Niemoc? Tak...o trafne określenie. Słysze, czuje, i nawet prawie widze to, co czwórka tych dziwnych ludzi mówi. Gadają o mnie...niby że jestem bestią? I co to za "Akatsuki"? To oni mnie torturowali? Mniejsza. Tylko szkoda, że nie mogę się ruszyć. Kuso...Otwórz te cholerne oczy!~Gorączkowo myślałem.
Ta sytuacja była niepoważna. Obudziłem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, przyszli faceci w płaszczach, i zaczęli mnie torturować. Próbowali dowiedzieć się, jakie są słabe punkty "Konohy" ? Tak, właśnie o to pytali. Ale ja nic nie wiem o żadnej "Konosze". A później odeszli. Wyżyli się, i pozostawili mnie na śmierć głodową. Później zjawili się ci ludzie.
~Może to ich sprawka? Może to oni mnie torturowali? Tak...to na pewno oni. Ale mnie uzdrowili. To pewnie dla zdobycia zaufania, bo tortury nie poskutkowały! Tak! Trzeba się zemścić..zemsta...
1."Czym Ty jesteś?"
Drużyna siódma, właśnie przemierzała las. Tak, cała drużyna. Sasuke Uchiha dokonał zemsty, i wrócił do wioski. Niedługo potem, zakochał się w Sakurze Haruno. Wzięli ślub, i razem trzyletniego Toschik'a, i adoptowaną siedemnastoletnią Hikari. Nasz blondasek, Naruto, jeszcze nie został Hokage. Ożenił się z Hinatą Hyuugą, i razem mieli synka, pięcioletniego Kenji'ego. Wszyscy byli szczęśliwi, a w wiosce panował spokój.
Dostali informację, że Akatsuki ma kryjówkę na granicy Kraju ognia, z wioską dźwięku. Przedzierali się przez gęstwiny lasów, z zamiarem dopadnięcia Czerwonego Księżyca.
-Już niedaleko. Zachowajcie spokój.-Odpowiedział towarzyszący im dawny sensei, Kakashi Hatake. Wszyscy przytaknęli. Chwilę później, ich oczom ukazała się "mała" grota.
-Naruto, wiesz co robić.-Czarnowłosy poinformował chłopaka, a ten skinął głową.
-Kage Bunshin no Jutsu!-Chłopak złożył kilka pieczęci, a chwilę potem obok niego pojawił się idealny sobowtór.
-Idź sprawdzić.-Krótko rozkazał, i klona już nie było. Nastała chwila ciszy. Sasuke i Sakura trzymali się za ręce, Kakashi czytał zboczone książeczki, a blondasek niecierpliwie czekał na swojego sobowtóra. Pięć minut później dało się słyszeć kroki. Zjawił się klon.
-Jest jeden korytarz, który rozwidla się w kilku miejscach. Na wszelki wypadek, niech sensei wezwie pomoc.-Poinformował "oryginalny" Naruto. Kakashi skinął głową. Złożył dłonie w kilka pieczęci, i po chwili w drodze do Konohy, był jastrząb z listem przyczepionym do szyi.
-Wkraczamy.-Poinformował Sasuke, i wszyscy razem weszli do kryjówki Akatsuki. Przemierzali korytarze, sprawdzali każdy pokój, ale niczego nie znaleźli. Zostały ostatnie drzwi, na końcu korytarza.
-Kakashi-sensei, niech pan wyjdzie przed kryjówkę, i wypatruje pomocy.-Rozkazał młody Uchiha. Ci tylko spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Jeżeli jest tu Akatsuki, potrzebujemy sensei'a.-Wyjaśniła spokojnie dziewczyna. Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą.
-Gdyby tu byli, już dawno bylibyśmy martwi. Przecież wiemy, na co ich stać. A nawet jeżeli tu są, ktoś musi pokierować pomoc z Konohy.-Już nikt się nie odezwał, tylko wykonali rozkazy. Zdenerwowana trójka chuninów, weszła do środka pomieszczenia. Mrok spowijał cały pokój, przez co niczego nie było widać. W pomieszczeniu roznosił się zapach spalenizny, i gnijącego mięsa.
-Kuso...co tu tak ciemno?-Zaklął Blondyn. Młody Uchiha uformował w swojej dłoni Chidori, a niebieski blask oświetlił całe pomieszczenie. Wszyscy zaniemówili. Sala tortur. Wszędzie pełno było zakrwawionych noży, kunai'ów i innych ostrzy. Na środku stał metalowy stół, z łańcuchami po bokach.
-Co do...?-Niebieskooki nie dokończył, bo usłyszeli dziwny dźwięk.
-Co to było? Jakby...ktoś warczał.-Wykrztusiła Sakura. Młody Uchiha poszedł pierwszy w stronę dźwięku.
-Bądź ostrożny, Sasuke. Nie wiemy, co tutaj zostawili, albo raczej kogo.-Przestrzegł go Naruto, a ten tylko skinął głową. Podszedł w prawy kąt, gdzie jeszcze nie docierało światło jego Chidori. Zaniemówił, gdy znalazł jakiegoś chłopaka przykutego łańcuchami do ścian.
Miał na sobie tylko spodnie. Na jego ciele widniało kilkanaście rozcięć. Na twarzy miał zaschniętą krew, która zlepiła jego granatowe włosy. Ale jeszcze większy szok u chłopaka wywołał ogon, długie uszy i kły. Patrzył na niego oczami tak niebieskimi, jak jego Chidori. W jego wzroku była determinacja, cierpienie, i...nienawiść.
-Sakura! Naruto! Chodźcie tu szybko!-Krzyknął nerwowo chłopak, a dwójka Chuninów już była przy nim.
-Co się...-Żona Uchihy zaniemówiła, gdy zobaczyła chłopaka. Stworzenie tylko szarpnęło za łańcuchy, i zawarczało wściekle. Wszyscy od razu odskoczyli. Wszyscy, prócz Uchihy.
-Czym Ty jesteś?-Zapytał spokojnie czarnowłosy. Odpowiedział mu jeszcze groźniejszy warkot. Był wrogo nastawiony, to widać było od razu. Zapanowała chwila ciszy, przerywana przez miarowe oddechy posłańców Konohy, i nieznajomego.
-Zadaj sobie pytanie...czym wy jesteście?...-W końcu odezwał się. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. To był znak. Znak, że trzeba mu pomóc.
-Przybywamy z Konohy, wioski Liścia. Czy ktoś Cię torturował?-Zapytała Różowo-włosa, i podeszła do chłopaka. Chciał się na nią rzucić, ale łańcuchy mu to uniemożliwiły.
-Spokojnie...nie zrobimy ci krzywdy. Chcę Cię wyleczyć.-To zdanie skierowała raczej do małżonka, który był w gotowości do ataku. Przyłożyła ręce do klatki piersiowej granatowowłosego. Zielona poświata oświetliła ręce dziewczyny. Rany chłopaka zaczęły się zasklepiać, a sam poczuł niewiarygodną ulgę.
-Więc, powiesz nam, kim jesteś?-Zapytała gdy skończyła leczyć. Ten tylko odwrócił głowę.
-Widać nie chcesz dzisiaj z nami rozmawiać...-Dziewczyna nie dokończyła, bo jej małżonek podszedł do chłopaka, i uderzył go z całej siły w klatkę piersiową. Granatowowłosy zemdlał.
-Co ty do cholery robisz?!-Krzyknęła dziewczyna.
-Jak mamy go niby zabrać do Konohy, jeżeli warczy na każdego, kto do niego podejdzie?-Zapytał podirytowany Uchiha. Nikt już się nie odezwał. Sakura obrażona, Naruto podekscytowany, a Sasuke znudzony. Zabrali chłopaka w drogę do Wioski Liścia.
Dostali informację, że Akatsuki ma kryjówkę na granicy Kraju ognia, z wioską dźwięku. Przedzierali się przez gęstwiny lasów, z zamiarem dopadnięcia Czerwonego Księżyca.
-Już niedaleko. Zachowajcie spokój.-Odpowiedział towarzyszący im dawny sensei, Kakashi Hatake. Wszyscy przytaknęli. Chwilę później, ich oczom ukazała się "mała" grota.
-Naruto, wiesz co robić.-Czarnowłosy poinformował chłopaka, a ten skinął głową.
-Kage Bunshin no Jutsu!-Chłopak złożył kilka pieczęci, a chwilę potem obok niego pojawił się idealny sobowtór.
-Idź sprawdzić.-Krótko rozkazał, i klona już nie było. Nastała chwila ciszy. Sasuke i Sakura trzymali się za ręce, Kakashi czytał zboczone książeczki, a blondasek niecierpliwie czekał na swojego sobowtóra. Pięć minut później dało się słyszeć kroki. Zjawił się klon.
-Jest jeden korytarz, który rozwidla się w kilku miejscach. Na wszelki wypadek, niech sensei wezwie pomoc.-Poinformował "oryginalny" Naruto. Kakashi skinął głową. Złożył dłonie w kilka pieczęci, i po chwili w drodze do Konohy, był jastrząb z listem przyczepionym do szyi.
-Wkraczamy.-Poinformował Sasuke, i wszyscy razem weszli do kryjówki Akatsuki. Przemierzali korytarze, sprawdzali każdy pokój, ale niczego nie znaleźli. Zostały ostatnie drzwi, na końcu korytarza.
-Kakashi-sensei, niech pan wyjdzie przed kryjówkę, i wypatruje pomocy.-Rozkazał młody Uchiha. Ci tylko spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Jeżeli jest tu Akatsuki, potrzebujemy sensei'a.-Wyjaśniła spokojnie dziewczyna. Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą.
-Gdyby tu byli, już dawno bylibyśmy martwi. Przecież wiemy, na co ich stać. A nawet jeżeli tu są, ktoś musi pokierować pomoc z Konohy.-Już nikt się nie odezwał, tylko wykonali rozkazy. Zdenerwowana trójka chuninów, weszła do środka pomieszczenia. Mrok spowijał cały pokój, przez co niczego nie było widać. W pomieszczeniu roznosił się zapach spalenizny, i gnijącego mięsa.
-Kuso...co tu tak ciemno?-Zaklął Blondyn. Młody Uchiha uformował w swojej dłoni Chidori, a niebieski blask oświetlił całe pomieszczenie. Wszyscy zaniemówili. Sala tortur. Wszędzie pełno było zakrwawionych noży, kunai'ów i innych ostrzy. Na środku stał metalowy stół, z łańcuchami po bokach.
-Co do...?-Niebieskooki nie dokończył, bo usłyszeli dziwny dźwięk.
-Co to było? Jakby...ktoś warczał.-Wykrztusiła Sakura. Młody Uchiha poszedł pierwszy w stronę dźwięku.
-Bądź ostrożny, Sasuke. Nie wiemy, co tutaj zostawili, albo raczej kogo.-Przestrzegł go Naruto, a ten tylko skinął głową. Podszedł w prawy kąt, gdzie jeszcze nie docierało światło jego Chidori. Zaniemówił, gdy znalazł jakiegoś chłopaka przykutego łańcuchami do ścian.
Miał na sobie tylko spodnie. Na jego ciele widniało kilkanaście rozcięć. Na twarzy miał zaschniętą krew, która zlepiła jego granatowe włosy. Ale jeszcze większy szok u chłopaka wywołał ogon, długie uszy i kły. Patrzył na niego oczami tak niebieskimi, jak jego Chidori. W jego wzroku była determinacja, cierpienie, i...nienawiść.
-Sakura! Naruto! Chodźcie tu szybko!-Krzyknął nerwowo chłopak, a dwójka Chuninów już była przy nim.
-Co się...-Żona Uchihy zaniemówiła, gdy zobaczyła chłopaka. Stworzenie tylko szarpnęło za łańcuchy, i zawarczało wściekle. Wszyscy od razu odskoczyli. Wszyscy, prócz Uchihy.
-Czym Ty jesteś?-Zapytał spokojnie czarnowłosy. Odpowiedział mu jeszcze groźniejszy warkot. Był wrogo nastawiony, to widać było od razu. Zapanowała chwila ciszy, przerywana przez miarowe oddechy posłańców Konohy, i nieznajomego.
-Zadaj sobie pytanie...czym wy jesteście?...-W końcu odezwał się. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. To był znak. Znak, że trzeba mu pomóc.
-Przybywamy z Konohy, wioski Liścia. Czy ktoś Cię torturował?-Zapytała Różowo-włosa, i podeszła do chłopaka. Chciał się na nią rzucić, ale łańcuchy mu to uniemożliwiły.
-Spokojnie...nie zrobimy ci krzywdy. Chcę Cię wyleczyć.-To zdanie skierowała raczej do małżonka, który był w gotowości do ataku. Przyłożyła ręce do klatki piersiowej granatowowłosego. Zielona poświata oświetliła ręce dziewczyny. Rany chłopaka zaczęły się zasklepiać, a sam poczuł niewiarygodną ulgę.
-Więc, powiesz nam, kim jesteś?-Zapytała gdy skończyła leczyć. Ten tylko odwrócił głowę.
-Widać nie chcesz dzisiaj z nami rozmawiać...-Dziewczyna nie dokończyła, bo jej małżonek podszedł do chłopaka, i uderzył go z całej siły w klatkę piersiową. Granatowowłosy zemdlał.
-Co ty do cholery robisz?!-Krzyknęła dziewczyna.
-Jak mamy go niby zabrać do Konohy, jeżeli warczy na każdego, kto do niego podejdzie?-Zapytał podirytowany Uchiha. Nikt już się nie odezwał. Sakura obrażona, Naruto podekscytowany, a Sasuke znudzony. Zabrali chłopaka w drogę do Wioski Liścia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)